Dziewczyna
ubrana w jasne, obcisłe dżinsy i stylową bluzkę nerwowo
spacerowała po pokoju. Co chwila podchodziła do okna osłoniętego
śnieżnobiała firanką i sprawdzała czy Astor nie nadchodzi.
Charlie – pies Michelle rasy labrador retriever – leżał na
kanapie i spoglądał swoimi czarnymi oczami na właścicielkę. Była
za pięć minut siódma po południu, kiedy brunetka dostrzegła
chłopaka. Zapięła Charliego na smycz i wyszła przed dom.
-
Michelle! – krzyknął Astor na widok dziewczyny.
-
Cześć! - powiedziała, a w tej samej chwili pies wyrwał swoją
smycz z ręki właścicielki i podbiegł do przybysza. – Charlie!
Wracaj! Tak nie wolno! Nie bój się, on nie gryzie. Po prostu się
cieszy – wytłumaczyła się z zachowania czworonożnego
przyjaciela.
-
To nic. Fajny z niego pies – pogłaskał Charliego po głowie i
złapał jego smycz. Popieścił go jeszcze trochę i wręczył
uchwyt dziewczynie.
-
Dzięki – powiedziała nieco speszona.
-
Chodźmy. – Chwycił swoją ręką jej wolną dłoń i pociągnął
czarnowłosą za sobą. Po chwili zgodnego marszu asfaltem skręcili
na polną drogę. Potem zeszli na porośniętą dość wysokimi
trawami i kwiatami rozległą łąkę. Cały czas podążali w
milczeniu. Ich nogi same wiedziały, gdzie zaprowadzić swoich
właścicieli i szły wspólnym rytmem. Spuszczony ze smyczy pies
biegł parę metrów przed nimi.
Michelle
i Astor sami nie wiedzieli ile już szli. W swoim towarzystwie czuli
się po prostu komfortowo. Chociaż się do tego nie przyznawali,
obecność tej drugiej osoby dodawała im pozytywnej energii i
sprawiała nieodczuwalną do tej pory przyjemność. Z nikim innym
przy boku nie czuli się tak błogo. Nagle chłopak powiedział:
-
Michelle, mam do ciebie prośbę. Wiem, że zabieram ci dużo czasu,
ale bardzo mi na tym zależy. Mam dla ciebie niespodziankę.
Spotkajmy się tu jutro rano o wschodzie słońca. Proszę –
zatopił swoje czarne oczy w jej wesołych, błyszczących źrenicach.
-
Nie wiem dlaczego to robię, ale się zgadzam. Chyba po prostu tak
podpowiada mi serce.
Usiedli
w cieniu rozłożystego dębu. Spletli dłonie i patrzyli sobie
głęboko w oczy. Michelle już otwierała usta, aby coś powiedzieć,
ale Astor uciszył ją przyłożywszy palec wskazujący do warg.
Przysunął swoją głowę do głowy dziewczyny i delikatnie musnął
wargami jej usta. Oddała pocałunek i zapanowała niezręczna cisza.
Przerwał ją Charlie. Już prawie zapomnieli o jego obecności, gdy
pies, dotąd leżący spokojnie wśród traw, zerwał się na nogi i
głośno zaszczekał. Wpatrywał się uparcie w ziemię, na której
pojawiła się po chwili średniej wielkości jaszczurka. Dziewczyna
chciała krzyknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie
chciała, żeby jej towarzysz pomyślał, że przeraża ją
jaszczurka.
-
Nie bój się – powiedział jednak on, jakby czytał w jej myślach.
Po tych słowach wstał, wziął zwierzątko na dłoń i wyniósł je
kilkadziesiąt metrów od drzewa. Gdy wrócił Michelle czuła się
trochę niezręcznie.
-
Spokojnie. Jaszczurki nie są groźne, ale wiele osób się ich boi –
delikatnie pogładził ją po policzku.
Posiedzieli
jeszcze przez chwilę i ruszyli w drogę powrotną. Tym razem nie
milczeli jak zaklęci. Trasa upłynęła im szybko wśród rozmów i
żartów. Astor odprowadził Michelle z psem i ruszył w kierunku
swojego domu. W jego głowie kłębiły się tysiące myśli, ale
wszystkie dotyczyły jednej osoby.